Skrzypaczka potrzebna od zaraz – szukajcie, a znajdziecie

Grałam sobie oto ślubik, taki bardzo zwyczajny, nie tam, że 100 kilometrów od Krakowa, nie, że jacyś trudni młodzi, albo, gorzej, organista, zupełnie bezkolizyjny temat, bo organisty miało nie być. Wszystko było tak normalnie, bez przeciwności, ale też i bez rewelacji. Przysięga taka jakaś bylejaka, ci ludzie tacy mało jakoś przejęci, nic specjalnego. Grało mi się tak, sobie, po prostu zagrałam bardzo poprawnie, zaśpiewałam jak trzeba, ładuję sprzęt i drałuję z chóru na dół z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.
Nagle słyszę, że ktoś galopuje z przeciwka. Schodki mega wąskie i kręte, więc się zatrzymałam, nie wiedząc jak w tej sytuacji się zachować. Całe przejście zastawił mi zażywny czterdziestolatek i rzecze na bezdechu:
– Dzień dobry, ja skrzypaczki szukam, skrzypaczka mi potrzebna. –
Czujecie komizm sytuacji? Właśnie zobaczył dziewczynę ze skrzypcami zbiegającą prosto na niego! No to ja mu na to lekko oszołomiona, że yyyyy, ja jestem skrzypaczką. Na co on mi wpycha kopertę.
– Ale ja już dostałam honorarium, bardzo dziękuję – bąkam i wchodzę o stopień wyżej determinowana przez jego brzuch nacierający na mnie z dołu.
– Yyyy, jak to? – Pyta elokwentnie jegomość wspinając się również o stopień wyżej.
Stoimy sobie i nie wiemy co robić. Sytuacja już od jakiejś chwili jest dość niezręczna. W końcu ja zapycham ciszę. – Był tu pan młody i on mi już zapłacił, piękny ślub, bardzo dziękuję, to ja może już pójdę? –
Na to jegomość obudził się z letargu.
– Jak to, pan młody? Panem młodym jestem ja! –
Zaakcentował to "Ja" w sposób nie budzący wątpliwości.
– Czy zagra pani na moim ślubie? –
Czuję, że koperta znowu wślizguje mi się do ręki 😀
-aaaaaaaa, to pan ma teraz ślub?
– No, a jak inaczej?
– Yyyy, dobrze, oczywiście, mam jeszcze trochę czasu. –
Radośnie drałuję na górę. Przeżyjmy to jeszcze raz – rozładowuję instrumenty, szybko podstrajam, potem akcja ośmiornica – mój sprzęcik działa bez zarzutu. Pan młody przygląda się nieśmiało.
– Widzi pani, jaka franca? Nie przyjechała, chociaż zaliczkę dostała. Ludzie to są! –
No i zagadka się rozwiązała:)
– Yyyy, to pani też na flecie?
– Tak, tak.
– Ooo, na takim prawdziwym?
– No, tak, na takim jak w orkiestrze grają.
– Ooo, to my też byśmy chcieli, ale pani zdolna!
– Bardzo dziękuję, nie ma sprawy, zagram i zaśpiewam.
– To pani też śpiewa? Ooooo, jak super!
– No, tak tak, lubią państwo jakąś szczególną pieśń?
– Yyyy, nie wiem, chyba nie. –
No i zawstydzony pędzi na dół. Odpalam drugi raz tę samą playlistę i lecimy!
Podrzucam Wam nagranko z tego przypadkowego ślubu. Gram na flecie z fortepianowym akompaniamentem.
Co za historia 🙂
Miłego!
N

34 komentarze

  1. Oj, tak, jedyna taka, jak na razie, niestety pewnie szybko się nie zdarzy, ale ślubiki zdarzają się, a jakże!

  2. Nareszcie dotarłam. Muszę powiedzieć, że świetnie sobie poradziłaś, a z tym strojeniem to jest tak, że w zimnym kościele, to i organy potrafią się rozstroić.

  3. Może spróbuj nastroić flet odpowiednio wyżej, tak żeby po rozstrojeniu brzmiał właściwie. Jeśli podczas gry dłużej jest rozstrojony może będzie lepszy efekt.

  4. Dzięki @Marcysia no z gitarami też bywa niezła bieda, skrzypce podobnie. Najgorzej jest, kiedy gram na flecie z koleżanką skrzypaczką, bo jej instrument leci w górę, a mój się obniża i jest karambaaaaaa

  5. @Piecberg To jest instrument. o.o Tak się składa, że one się rozstrajają przy zmianach temperatury. No i na zimnie też.

  6. @Postukujacy wielkie dzięki. Niestety, na strojenie nie da się mieć wpływu na 100 procent, no ale staram się 🙂

  7. Nerwy jak na komuni! A nie, wróć. To nawet ślub! 😀
    Świetnie sobie poradziłaś. I jeszcze lepiej wystąpiłaś 🙂

  8. Ogrzewam, ale wiesz, mam jeszcze skrzypce, tak na sto procent nie da się zapanować. Ty chyba rozstrojonego fletu nie słyszałeś w kościele 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink